Przejdź do głównej zawartości

[IV Czas wolny? A co to takiego?] Trzy złote zasady.

Jestem członkiem pewniej grupy na facebooku: takie tam życie rodziców itp.
Moje niedawne posty, dotyczącego tego, jak wygląda mniej więcej mój dzień z moimi potworniackimi, wzbudziły nie małe poruszenie.
Pierwszy post opublikowałam w dniu, kiedy warchlaczki skończyły równiutko pięć miesięcy. Post okrasiłam zdjęciem, na którym znajdował się mój odpalony komputer z włączoną grą, kubek parującej kawy i opis, że mimo bycia mamą mam czas dla siebie. Dopisałam tam również, że mam gotowy obiad, posprzątane mieszkanie itp. rzeczy, które wykonują maki na co dzień.
Wylała się wtedy spora fala... sama nie wiem dokładnie, jak to można nazwać. Hejtu? Zazdrości? Złożyczenie przyszłości?
Zarzucano mi, że się chwalę, że robię tym postem przykrość innym, tym, którzy w życiu codziennym sobie nie radzą.
Poczułam się z tym źle. Nie taka była moja intencja. Chciałam tylko pokazać, że jak się mocno chce, to się potrafi i zmotywować tym inne kobiety.
Spora część komentarzy się powtarzała, a brzmiały one tak:

"...poczekaj, aż zaczną raczkować"
"Będzie tylko gorzej"
"...zobaczysz, zmienisz zdanie, jak tylko zaczną chodzić"
"Jeszcze nie będziesz wiedzieć, gdzie ręce włożyć".


Poczekałam jakiś czas. Mało się udzielałam. Zajęłam się swoim życiem. Obserwowałam moje dzieci. Notowałam sobie w głowie pod koniec każdego dnia, jak on minął. Ile było odstępstw od tego, co sobie wypracowałam. Czy nie zrobiłam czegoś, co miałam zrobić.
Dziewczynki skończyły dziewięć miesięcy i doszłam do wniosku, że nic się nie zmieniło. Dalej miałam czas na obowiązki, dla dzieci, dla drugiej połówki, dla siebie też.
Postanowiłam skonfrontować się z postem, który wywołał takie poruszenie.
Napisałam kolejny post. Kolejny z samymi superlatywami. Odzew znowu był duży, jednak tym razem byłam pozytywnie zaskoczona. Sporo kobiet podzielało moje zdanie. Sporo kobiet czuło się spełnionymi mamami, spełnionymi żonami. Sporo z nich było zadowolonych z życia i z tego, że też mają dla siebie czas, mimo posiadania, niejednokrotnie nie tylko bliźniąt, ale też innych dzieci.
Była też i mniejsza część mam, które pytały mnie, jak ja to robię. Skąd udaje mi się z doby wykraść dla siebie chociażby tą chwilę.
Dla Was właśnie piszę ten post.
I dziękuję Wam, bo poczułam motywację, aby jednak nie zaniedbać tego bloga.
Być może moje życie stanie się jakimś źródłem rad. Może komuś tym pomogę? A może po prostu ktoś się uśmiechnie?
No więc, zapraszam do lektury.


Skąd ja biorę czas wolny?

To złe pytanie, bo jednak czasem jest tak, że dostanę parę chwil dla siebie w gratisie, z czystej łaskawości moich potworniackich - bo akurat stwierdzą, że jednak łóżeczka jest spoko i mogą sobie w nich pobyć i nie wołają mnie, z donośnym piskiem, który znaczy "matko rodzicielko, wstałyśmy, wyjmij nasze szlachetne dupki i zanieś do salonu, co byśmy mogły szkodzić, psuć i testować twoją cierpliwość".
Jednak jest możliwym mieć, chwilę dla siebie. Małą, lub dużą, w zależności w jakim wieku są dzieci i jak są wymagające, kiedy nie śpią. W końcu owy post mogę pisać w oparciu o doświadczenia z dziećmi w wieku 0-9 miesięcy.
Może się to nie sprawdzać u każdego, ale opiszę pokrótce, jak to wygląda u mnie - czysto teoretycznie, bo bywa różnie i czasem zdarzają się odstępstwa od narzuconych przeze mnie w domu  reguł.

Po pierwsze:

Sprzątam i wykonuję obowiązki wcześnie rano, tak, aby maksymalnie o 11:00 móc niczym królowa zalec i pachnieć.
Dlaczego tak? Ano dlatego, że rano, raniutko dziewczynki są wyspane i mają najlepsze humory. Są ciche i grzeczne i nie wymagają ode mnie aż takiej uwagi, jak podczas reszty dnia.
Bez marudzenia, płaczu, krzyku i jazgotu obdzieranych ze skóry jagniąt, jestem w stanie sobie posprzątać, poprać, pomyć podłogi i nikt i nic mnie od tego nie odgania. Nie muszę, co chwilę szorować rąk, by czym prędzej biec do dziecka, bo płacze, bo trzeba dać smoczek, wziąć na ręce, czy tańczyć jak małpa, aby przestało płakać.
Gdy starałam się sprzątać popołudniami - byłam tańczącą małpą. No nie wychodziło to. Musiałam znaleźć inne rozwiązanie, bardziej praktyczne, takie, które sprawi, że wysprzątanie czteropokojowego mieszkania z kuchnią, łazienką oraz składzikiem i klatką ze szczurkami zajmie mi maksymalnie godzinę.
Musiałam doznać olśnienia pewnego ranka, że potworniackie są super spokojne. I wtedy chyba zaczęłam od zmycia naczyń. Szok, że jest cisza. To wzięłam się za odkurzenie. Cisza. I tak własnie zobaczyłam, że ranek to czas, gdy mogę posprzątać.
Przedpołudnie to czas, gdy wypada krótka drzemka - wtedy też przygotowuję obiad (post na temat mało pracochłonnych i czasochłonnych obiadów wydaje się dobrym pomysłem). Doszłam do takiej wprawy, że każdy poranek wygląda identycznie.



Po drugie:

Wykorzystuję KAŻDĄ nadarzającą się okazję, aby odpocząć. To ważne, bo inaczej bym ocipiała. Serio. Mieszkam na trzynastym piętrze i bywały dni, na samym początku, a także całkiem niedawno, że wyskoczenie przez balkon wydawało się niezwykle atrakcyjne (wspominałam, że mam wymagające dzieci i nie jest tak, jak sporo osób sugeruje, że mam ciche i grzeczne warchlaczki?).
Co znaczy, że wykorzystuję każdą chwilę? Ano to, że jeśli potworniackie są ze mną w salonie i nie wydają się mną zainteresowane, mimo że staram się je zabawiać, opowiadam im coś, czy staram się poczytać, odpuszczam. Skoro bardziej cieszy je w tej chwili ich własne towarzystwo i widzę, jak nawiązują ze sobą więź, poprzez dotyk, gaworzenie, nieśmiałe i nieporadne przytulaski, nie ingeruję w to, nie pcham się, nie rozdzielam, pozwalam im robić to, na co mają ochotę. Jeśli miało by to trwać tylko pięć minut, to ja w te pięć minut mogę sobie zrobić kawę, usiąść w fotelu i wyprostować na chwilę nogi. To ZAWSZE jest PIĘĆ MINUT DLA MNIE.


Po trzecie:

Naczytawszy się różnych poradników i po różnych rozmowach z różnymi mamami, po zdobyciu chociażby minimalnej wiedzy na temat rozwoju niemowlęcia oraz konsultacji z pediatrą, rozpoczęłam w odpowiednim czasie ciężki proces odstawienia dziewczynek od nocnego karmienia.
 Trwało to długo, bo niemal dwa miesiące, a co za tym idzie, ja przez dwa miesiące nie kontaktowałam. Mój mózg się wyprowadził, zostawiając mi ustawienia fabryczne na autopilocie. Nie byłam psychicznie produktywna, bo z niewyspania i zmęczenia po prostu nie byłam w stanie. Moją rozrywką wtedy było ponowne obejrzenie The Walking Dead wszystkich sezonów na NETFLIXIE i granie w Plants vs Zombies. No miałam totalny ERROR 404 - MÓZG NOT FOUND.
Ale udało się! Skończywszy sześć miesięcy moje dziewczynki spały od 18:00 do 5:00 rano. Odzyskaliśmy noce. Odzyskaliśmy spokojny sen. W końcu byliśmy wypoczęci.
W końcu nie marzyliśmy o tym, by położyć się spać zaraz po dzieciach, bo była wizja zarywanych nocy. W końcu wieczory były dla nas. Mogliśmy je spędzić razem, lub "osobno", każdy robiąc to na co ma ochotę.
W taki oto sposób między 18:00 a 23:00 mam niczym niezmącony czas na cokolwiek.



Mam nadzieję, droga mamo - a może i drogi tato - że ten post w jakiś sposób pomógł. Może również Tobie uda się w tym chaosie codzienności zauważyć, że jednak są chwile, które możesz bezwstydnie zagarnąć dla siebie.
Od siebie - tego właśnie Ci życzę.
I do napisania.
Zostawcie po sobie komentarz, jestem ciekawa jaki zasięg odbiorców ma blog :)



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Maść na wszystko?

Pierwszy wpis na bazarku dedykuję maści, bez której nie wyobrażam sobie aktualnie normalnego funkcjonowania w domu. Naprawdę. Nigdy nie sądziłam, że poza oczywistą potrzebą moich dzieci, tak i ja oraz druga połówka będziemy używać czegoś, co miało - czysto teoretycznie, jak się okazało - służyć tylko naszym córkom. Ta maść idealnie sprawdza się, gdy nasza garderoba zafunduje nam otarcie, które sprawia nam dyskomfort. Idealnie się sprawdzi na małe ranki, lekkie oparzenie, czy nawet przesuszone usta. A docelowo stosuje się ją... na berbeciową pupkę. Odkąd nasze warchlaczki przyszły na świat, przetestowaliśmy parę specyfików do codziennej pielęgnacji delikatnej skóry noworodków. Naprawdę, możecie wierzyć lub nie, ciężko jest przebrnąć przez to wszystko co oferują nam sklepy i nie zwariować. Do wyboru mamy wiele firm. Nivea, Dove, Ziaja, Linomag i wiele, wiele innych. Z racji, że wraz z zajściem w ciążę obudził się we mnie jakiś konsumencki patriotyzm, na starcie odrzuciłam

[I Kobiecość, a macierzyństwo.] 1. Bądź sobą! A jak nie, to się zmuś.

Co się dzieje z naszym organizmem, gdy zostaje się matką? No przyznam, że dzieje się bardzo dużo. A to i tak, według mnie, mało powiedziane. Ciężko jest nam wtedy na siebie patrzeć, a może zwyczajnie jesteśmy wtedy zbyt zaabsorbowane tym, że własnie wydałyśmy na świat dziecko, lub czasem nawet dzieci - jak to było w moim przypadku.  Prawda jest taka, że duża część kobiet w tym momencie, gdy tylko spomiędzy jej ud wyskoczy (lub go wytną, kurtuazyjnie rzecz ujmując) ten mały cud natury, włącza sobie jakąś chorą i niezrozumiałą dla mnie blokadę oraz obsesję.  Całą tą notkę oprę tu na byciu biernym czytelnikiem najróżniejszych forów, swoich przemyśleń, a także własnego doświadczenia.  A więc... do dzieła.  I ostrzegam, języka nie mam zamiaru strzępić i czasem sobie przeklnę, mimo że to w chuj nie ładnie. Pamiętam ten dzień, jakby był wczoraj. Bo ciężko zapomnieć dzień, gdy okazało się, że cały świat możesz zamknąć w swoich ramionach (t ak, dziwne, ale potrafię być czuła i ckl