Witam.
A może właśnie w tej chwili się uśmiechnąłeś pod nosem, Drogi czytelniku, bo skojarzyło Ci się to z czeskim krecikiem... którego tak wszyscy z nostalgią wspominamy (bo dzisiejsze bajki to, nie oszukujmy się, dno i trzy metry błota).
Nigdy nie byłam dobra w zaczynaniu wypowiedzi. Szczególnie pisanej, kierowanej do szerszego grona odbiorców. Pisać bezpośrednio do kogoś, do czytelnika, personalnie, tak jakby się rozmawiało twarzą w twarz, to zupełnie inna bajka niż pisanie pseudoliterackich wypocin - tak, mówię tu o sobie
Nie jestem z tych, co bezpodstawnie obrażają innych. Nie nazwę nikogo kulawym psem piśmiennictwa, jeśli wcześniej nawet nie przeczytałam kawałka czegoś, co ten ktoś wypocił nad klawiaturą. Sama mam cienki, jak dupa węża warsztat. Dwie niedokończone autorskie powieści, dwa fanfici (do czego raczej nie powinnam się przyznawać, bo aż "FSTYT") oraz parę mini opowiadań o... w sumie niczym konkretnym.
Ale co to ja to, gdzie to ja to... A no tak.
Blog. Pisanie do ludzi. Pisanie rzeczy. Takich z głowy i od serca.
To dla mnie nowość. Jestem jak te nowonarodzone dzieci, co płaczą wniebogłosy, bo nagle opuściły ciepłą strefę komfortu. A świat jest głośny, zły i zimny.
Moją strefą komfortu był (i nadal jest [kocham cię!]) mój narzeczony. To on zawsze mnie słuchał, kręcił głową na moje pier... i kwitował często niecenzuralnym (młodsi czytelnicy, uprzejmie proszę o zamknięcie oczu i pominięcie owego wyrażenia) "jesteś pojebana", uśmiechając się przy tym tak cholernie szczerze i z taką miłością w oczach, że ja pier... dalej swoje.
Moje obecne życie, to sporo momentów, które są zabawne, wzruszają, jeżą włos na głowie i sprawiają, że chciałabym się częścią tych historii podzielić, spisać, dodać własne przemyślenia, tym samym (MOŻE) wywołać uśmiech na czyjejś twarzy.
Macierzyństwo to dobry czas, by zrobić coś z tym bałaganem w głowie. To dobry czas, aby się oczyścić i rozgrzeszyć. Szczególnie na bieżąco.
Niech pierwsza rzuci kamień ta, która nigdy nie zamknęła się w łazience by chwilę popłakać, gdy za drzwiami płacze dziecko. I płacze już od ponad godziny, a Ty masz tak po prostu najzwyczajniej w świecie dość. Masz wrażenie, że w uszach Ci dzwoni, że ramiona są coraz słabsze, kręgosłup ma ochotę wyskoczyć dupą i się wyprowadzić z tego wysiłku. Iw tej małej chwili, gdy zagłuszasz ten rozdzierający skowyt prysznicem, tak bardzo siebie nienawidzisz.
Czyż nie?
Ja wiem, że Ty wiesz, o czym tu mowa.
I pewnie lżej Ci, widząc, że nie ty jedna to masz. Uwierz... jest nas setki, tysiące.
Nas pięknych, cudownych, kochających swoje dzieci, cholernie niedoskonałych mam w oczach innych ludzi.
Czasem musimy pomyśleć o sobie, prawda?
I właśnie dlatego powstał ten blog (może nie umrze, jak moje pozostałe).
Powstał, abym nie zwariowała. Abym nie stała się tylko i wyłącznie matką. Chcę w tym zachować siebie. Swoje pasje. Swoją miłość do pisania. Uwielbienie do rysunku. Swoją szczerą chęć zmarnowania paru godzin życia, by sobie pograć. Potrzebuję tego, by zachować trzeźwość umysłu. By zachować swoją tożsamość.
Nie jestem tylko matką
Nazywam się Patrycja, obecnie mam 27 lat. Mieszkam w sercu Śląska wraz z narzeczonym i moimi (obecnie) niespełna pięciomiesięcznymi córkami. Moja droga do bycia mamą była kręta oraz bardzo ciężka. Lubię dobra muzykę, szczególnie z podgatunków rocka i metalu, lubię fantastykę, tatuaże, gry komputerowe, frytki z majonezem, lubię rozsmarowywać ketchup na kanapkach palcem i będę się tu zamieszczać posty tematycznie, starając się każdy przyporządkować do jednej z siedmiu kategorii rodzicielstwa.
Zapewne nie jedna mamuśka by stwierdziła "dziewczyno, co Ty wiesz o macierzyństwie? To można podzielić na mega kategorii!!!".
I ma rację. Ale i ja ją mam. I Ty. I ta obok. I ta po drugiej stronie ulicy. A nawet ta o tam, co pcha wózek z nosem w telefonie.
Kupa... by brzydko nie powiedzieć.
Tyle wiem. I tyle wiesz Ty i cała reszta. Wiemy jedną wielką kupę. A dlaczego? Bo nie jesteśmy matką wszystkich dzieci na świecie. Tych jest miliardy. I Ty, droga czytelniczko, Matko; i Ty drogi czytelniku, Ojcze, wiecie tyle samo co ja.
Wszyscy wiemy jedną wielką kupę.
Ale ta kupa jest, jak kupa naszego dziecka/dzieci. Tylko dla nas ona nie śmierdzi aż tak bardzo, ale za to innym cuchnie nie miłosiernie.
Czaicie metaforę?
Nie?
Trudno, nie będę tego wyjaśniać.
Dziecko nr 1 mi płacze.
Fajny tekst. Nawet kąciki ust trochę mi się podniosły, siedząc w gorącej sali w szpitalu na Polankach z synkiem i rotawirusem.
OdpowiedzUsuńWitam w podwójnym świecie podwójnych szczęść z podwójnym extremem 😂 moje tweens happy maja 8 Mc plus w domciu 12 letni buntownik i mega pomocny facet oraz 8 letnia księżniczka ciut za mocno zazdrosna o podwójne zagrożenie aaa. No i jest oczywiście sprawca tychże wielu powodów do płaczu i radości czyli tatus
OdpowiedzUsuń